26.12.2012 18:59
Arszonem z pasażerem.
Wszystko rozpisałem już kilka miesięcy temu, jeszcze jak w odwiedzinach był u mnie ojciec. Notorycznie cierpię na brak wolnego czasu to też wpis ukazuje się dopiero dzisiaj. Miłej lektury!
Zaraz po przyjeździe ojca, już następnego dnia, poszliśmy do garażu gdzie nocuje mała CBF’ka obejrzeć ten wspaniały sprzęt. Ojciec wcześniej nie widział mojego nabytku, w Polsce nie było mu dane też obejrzeć czyjegoś egzemplarza, wszystko widział jedynie na zdjęciach. Świadomość obejrzenia mojego motocykla sprawiała, iż był bardzo podekscytowany. Po otwarciu drzwi oczom jego ukazała się mała Honda. Rozpoiłem łańcuch, którym obwijam tylne koło swojego Arszonu po czym wytoczyłem go na zewnątrz. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, dotkniecie „rozrusznika” i silnik małej CBF’ki ochoczo ożył bez najmniejszego nawet zastanowienia. Adaś był bardzo zaskoczony, gdyż stary DR, którego aktualnie ujeżdża potrzebuje kilka minut i pare obrotów rozrusznikiem zanim silnik „zagada”. Dumny ujeżdżacz poczciwego, starego DR’a pokręcił kilka kółek po parkingu po czym stwierdził, że jest w głębokim szoku. Wydawało mu się, iż 125’ka to „pyrkawka” niewiele odbiegająca od motorowerów, jednak to czego doświadczył po objechaniu parkingu bardzo go zaskoczyło. Arszon to wcale nie mały motor tylko z małym silnikiem, który mimo niewielkiej mocy bardzo ochoczo ciągnie wszystko do przodu – wynikało z relacji „DR’owca”.
&n bsp; Znajomy poinformował nas o znajdującym się 10 mil od mojego miejsca zamieszkania muzeum lotnictwa, leżącym tuż przy jednostce i lotnisku RAF’u. Pokazał mi na mapie lokalizacje, droga prosta na północny-zachód bez żadnych komplikacji. Chciałem bardzo to zobaczyć, wiedziałem, że ojciec również, gdyż jest fanem militariów. Problem polegał jednak na tym, iż nie bardzo jak było się tam dostać transportem publicznym. Bez chwili namysłu rzucam - „Pojedziemy Arszynem”.
&n bsp; Dzień przed planowanym wyjazdem do muzeum pojechałem zatankować Hondę jak i również uzupełnić ciśnienie powietrza w oponach, które z niewiadomych przyczyn spada. Uzupełniłem brakujące ciśnienie. W przedniej oponie po tygodniu postoju wskaźnik wykazał 15 PSI, powinno być 25 PSI. Z tyłu było troszkę lepiej, 25 PSI zamiast 30. Zatankowałem do pełna Arszon. 11 litrów Shell V-power Racing po grubo ponad 300 milach dowodzi, iż najmniejszy CBF to bardzo ekonomiczny „turysta”.
&n bsp; Ojciec czekał na mnie pod garażem. Idea była prosta: odkręcamy czerwone „L’ki” i jedziemy licząc, że obejdzie się bez przypału. Odkręcenie tylnej „L’ki” zajęło dosłownie chwilkę, przykręcona jest do tablicy rejestracyjnej za pomocą plastikowych śrub to też nie stawiała oporu. Z przodem nie musieliśmy się wysilać gdyż tabliczka z L’ką odpadła już parę tygodni wcześniej gdy podbijałem na Arszonie Walie. Zostało po niej mocowanie, którego nie zdecydowaliśmy się odkręcić. Pomyśleliśmy również o przestawieniu zawieszenia na opcje jazdy z pasażerem. Tu przydał zestaw kluczy, który od nowości znajduje się pod siedzeniem pasażera, a o którym ja dowiedziałem się po półrocznym użytkowaniu czerwonej Bestii.
&n bsp; Nalepka pod siedzeniem informuje, iż maksymalne obciążenie wynosi 180KG jednak niezbyt się przejąłem tym faktem. Mały CBF stworzony jest na rynek indyjski, tam takimi motocyklami jeżdżą w 6 osób to też motocykl musi być przystosowany do takiego udźwigu. W dwójkę z ojcem ważymy około 180KG i z takim balastem musiał się zmierzyć mały turysta.
&n bsp; Przed wyjazdem we dwójkę na 10’cio milową trasę pomyśleliśmy o przeprowadzeniu testu. Nic skomplikowanego, po prostu przejechać się 300m po okolicznej osiedlowej drodze usianej progami zwalniającymi. Przed tą próbą zdemontowałem kufer, w który zaopatrzyłem Arszona, aby Adam miał trochę wiecej miejsca siedząc za moimi plecami.
&n bsp; Gdy siedliśmy we dwójkę na niewielką Hondę tył delikatnie siadł, tu zrodziła się obawa, że tylne zawieszenie może dobijać do końca, jak okazało się po przejechaniu progów zwalniających - bezpodstawne. Arszon mimo dwóch wcale nie małych chłopów na pokładzie ruszył bardzo żwawo. Na progach zwalniających zawieszenie sprawowało się bardzo przyzwoicie, nie zauważyliśmy żadnych niepokojących sygnałów, iż może coś nie wytrzymać ciężaru. Jak radził sobie silnik ocenić nie mogłem gdyż cała jazda sprowadzała się do pierwszego i drugiego biegu. Tego dnia byliśmy pewni, że 125’ka poradzi sobie z takim balastem.
&n bsp; Muzeum otwierają o 10, to też o takiej godzinie zaplanowaliśmy nasz wyjazd. Rano odprowadziliśmy dzieci do żłobka, zjedliśmy śniadanie po czym poszliśmy do garażu. Mimo późnego ranka wciąż było dość zimno co nas nie zniechęciło. Dalej standardowo, Arszon z garażu, odpalenie silnika, zasiedliśmy na motocykl, ruszamy.
&n bsp; Jedynka, dwójka, Honda ochoczo przyśpiesza nie dając znaku, iż wiezie 90 kg wiecej niż zwykle. Adam daje oznaki swojego zachwytu małym motocyklem krzycząc mi za plecami – „Radzi sobie Twój Arszon, super!”. W tym miejscu mija nas patrol policji, ścinają nas do tego stopnia, że odwracają głowy za nami. Ojciec krzyczy, że „zmoczyliśmy”, przypał. Nerwowo patrzę w lusterko czy aby na pewno policjanci nie robią czegoś głupiego. Myślę, że prawdopodobieństwo, iż nas trzasną było równe wygraniu w dużej kwoty w loterii. Jednak fakt, że aż tak nas ścinali lekko mnie zaniepokoił. Patrzyli za nami gdyż wyglądaliśmy zabawnie, dwa duże chłopy na małym motocyklu. W ten sposób uspokoiłem trochę ojca.
&n bsp; Wyjeżdżamy za miasto, ograniczenie prędkości do 50 mil. CBF do tej prędkości przyśpiesza bardzo chętnie nadal nie dając oznak, iż wiezie pasażera. Chwila mojej nieuwagi, spoglądam na prędkościomierz, który wskazuje już 60 mil. Zwalniam jednak nie chcąc niepotrzebnie ryzykować. Dalsza droga do muzeum mija już spokojnie, nie mijamy żadnych patroli policyjnych. Honda idzie jak burza.
&n bsp; Po dojechaniu na miejsce okazało się, że muzeum jest bezpłatne. Składa się z dwuch ogromnych hangarów i jednego budynku. Na wejściu miły pan informuje nas, iż z jednego hangaru przechodzi się do drugiego, powrót tą samą drogą. Poinformował nas, że w dużym budynku znajduje się polski MIG 15, po wcześniejszym zapytaniu nas o kraj z jakiego pochodzimy. Odpowiedziałem, iż MIG to rosyjska maszyna po czym starszy Pan stwierdził, że ten jest polski. Po przejściu do dużego budynku, zgodnie z zapewnieniami starszego Pana oczom naszym ukazał się polski MIG 15. Zwiedzenie muzeum zajęło nam około 3 godzin. Gdy wracaliśmy na spokojnej drodze niedaleko jednostki RAF’u dałem ojcu pojeździć małą Hondą. Po tym doświadczeniu nie dziwił się już, iż tak chwale swój sprzęt przy każdej nadarzającej się okazji.
&n bsp; Droga do domu minęła spokojnie, miną nas co prawda patrol policji jednak Ci policjanci nie ścinali nas już tak jak poprzedni. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do sklepu zbaczając trochę z drogi, którą jechaliśmy w poprzednim kierunku. Tu znajduje się dość stromy podjazd, który sam szturmuje na trzecim biegu z dodatkowym obciążeniem Arszon poradził sobie tak samo, również wyjechał na trzecim biegu. Uświadomiło mnie to w przekonaniu, że mały silnik CBF’ki nawet przy obciążeniu rzędu 180kg radzi sobie całkiem dobrze.
&n bsp; Z całej wyprawy jestem bardzo zadowolony, nie dość, że zobaczyliśmy muzeum lotnictwa, to Arszon miał okazje wykazać się swoimi możliwościami. Czy niepotrzebnie ryzykowaliśmy jadąc we dwójkę biorąc pod uwagę brak uprawnień z mojej strony do prowadzenia motocykla z pasażerem? Nie. To było naprawdę ciekawe doświadczenie. Jak widać mała CBF też potrafi. Jakie były by konsekwencje gdyby nas trzasnęła policja? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, nie interesowałem się tym nigdy.
&n bsp; W przyszłym roku planuję kilkodniowe wypady moim motocyklem, teraz już wiem, że mimo bagażu nadal dość sprawnie będę mógł podróżować.
Kategorie
- Emigranci (2)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (4)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)